Vincent van Gogh był człowiekiem o wielce wrażliwej duszy za życia potępianym przez wielu ludzi. Jak wspaniały musiał posiadać umysł, żeby dostrzec piękno w trudnej dla niego codzienności. Pomimo braku akademickiego wykształcenia (choć próbował parokrotnie pobierać lekcje od ówczesnych malarzy) oraz trudu wywołanego przez chorobę umysłową, dokonywał na płótnie cudów. Nie poddawał się w przekazaniu Nam swojego postrzegania natury i ludzkości. Myślę, że za to właśnie tak Go cenię- za siłę w przezwyciężaniu swoich słabości każdego dnia. Dla mnie jest jednym z największych malarzy XIX w.
Wiele lat po śmierci van Gogha, Camille Pissarro opisał go takimi słowami: „Człowiek ten musiał albo oszaleć, albo prześcignąć nas wszystkich; nie przypuszczałem, że sprawdzą się obie hipotezy”.
„Gwiaździsta noc” powstała podczas pobytu artysty w lecznicy w Saint- Remy- de- Provence (jesienią 1889 r.).
Pierwszy raz usłyszałam o tym obrazie kilka lat temu w… brytyjskim serialu telewizyjnym. Pokazano tam van Gogha jako człowieka z problemami z akceptacją przez społeczeństwo i własnymi niepowodzeniami na tle prywatnym.
Van Gogha zainteresowały barwy nocnego nieba, co opisywał w swoich listach do rodzeństwa. Wszystkie odcienie granatu, fioletu i żółci bijącej z lamp ulicznych i gwiazd. Tę tematykę oddał w swoich obrazach nocnych. Najbardziej widoczne jest to w „Gwiaździstej nocy”, który wykonał w całości z wyobraźni. Owo dzieło sztuki jest również wyrazem wpływu impresjonizmu na van Gogha.
O van Goghu słyszał praktycznie każdy z nas. Głównie z powodu popularności jego „Słoneczników”. Ja jednak najbardziej lubię opisywany przeze mnie obraz. Osobiście uwielbiam noc, jednak artysta wydobył z tego krajobrazu coś znacznie więcej. Pokazał niewidoczny ruch gwiazd na nocnym niebie. Pokazał, że w rzeczywistości gwiazdy nie stoją w miejscu, tylko wirują, kręcą i iskrzą się. Żyją. Dowodzą temu wszystkie fale i spirale ukazane tutaj. Słyszałam kiedyś pogląd, że malowanie przez van Gogha spirali jest dowodem na jego psychiczną niestabilność. Dowodem na to stwierdzenie mają być podania z zakładów psychiatrycznych- osoby cierpiące na schizofrenię często malują skręcone kształty. Dla mnie jednak jest to dowód na jego nieograniczoną wyobraźnię i talent malarski.
Uwielbiam ten obraz. Mogłabym na niego patrzeć przez wiele godzin. Najbardziej ujmującym elementem jest rozproszenie światła, zarówno na niebie, jak i na ziemi. Nocne lampy zdają się być częścią budynków, a gwiazdozbiór przybliża się i oddala. Po zobaczeniu wizji van Gogha, nocne niebo nigdy już nie jest takie samo. Nie jest nudne- czarne. Jest ciemnobłękitne. Gwiazdy lśnią. Spróbujcie sami spojrzeć na obraz, a później na niebo. Również to ujrzycie!
To prawda, od czasu gdy zobaczyłem ten obraz, lata temu, inaczej patrzę na nocne niebo 🙂 Dopatruję się teraz wirów i poświat 🙂
PolubieniePolubienie